wtorek, 25 września 2012

"Dziwny oczu blask" czyli jak ćpała Warszawa w międzywojniu?

Ileż to razy słyszałem różne starsze osoby, wyrzekające wielkim głosem: "Kiedyś to tej całej narkomanii nie było!" Wyrzekanie tego typu jest zresztą powszechne: kiedyś rzekomo nie było ani prostytucji, ani pedofilii, ani chamstwa, za to wszystko było tańsze, lepsze i z drewna.

Tymczasem, oczywiście, międzywojenna Warszawa ćpała. Może nie polska wieś, której musiał wystarczyć samogon (chyba, że ktoś się niechcący objadł sporyszu), nie łódzkie prządki (chyba, że któraś urwała się z hali fabrycznej i próbowała sił jako kabaretowa tancerka), ale zamożne warstwy stolicy - i owszem. Bogata burżuazja, arystokracja, artyści. Witkacy brał Eukodal, Eter, Heminę i Haszysz, / I Meskal z Koko, nie licząc już wódy, / I Peyotl straszny. Ten przykład zna każde polskie dziecko. Ale jak wyglądało życie tych, którzy nie byli sławni ani na tyle zamożni, żeby było ich stać na ciągły dopływ narkotyków? 











Ogromnie żałuję, że możliwości techniczne nie pozwalają mi na zeskanowanie całego pomysłowego kolażu, ze szprycą idącą przez sam środek całości i z dwojaką, przednałogową i ponałogową, Słabowiczową - ale zamieszczam poglądowe zdjęcie.


Cóż nam ono mówi? Że pyzata, banalnie się ubierająca i trzymająca w ramionach banalny wiecheć kwiatów Słabowiczowa, idealistyczna siostra miłosierdzia, dzięki nałogom zaczęła się ubierać z fasonem, wyszczuplała i przybrała bardziej refleksyjny wyraz twarzy - kiepski to pomysł ówczesnych grafików, skoro tekst miał raczej zwalczać niż promować narkomanię, ale mniejsza o to.

To, co mnie naprawdę zafascynowało, to wcale nie sprawy w większości znane nam i z dzisiejszych policyjnych doniesień (że obławy, że przestępczość zorganizowana, że transport idzie zza granicy hurtowo, sprzedawany jest z dużą przebitką, a dilerzy przycinają na tym kolejnego grosza, że istnieją związki między narkotykami a lekami i, co ważniejsze, aptekarzami), ale to, co w międzywojniu wyglądało inaczej (a przynajmniej tak mi się, nieobeznanemu, wydaje). Po pierwsze: sposób sprzedaży z działkami ukrytymi w rozmaitych przedmiotach - owszem, dilerzy z "The Wire" nigdy nie nosili przy sobie fiolek, które przekazywane były klientom przez podrzędnych biegaczy. Ale ustnik papierosa? Ciastko przed matroną? To dopiero finezja! Po drugie narkotyczny ruch loteryjny: wspólna kasa, z której kupuje się jedną działkę i następnie losuje się ją między solidarnymi "akcjonariuszami". Mieszkanie Milczków na Ogrodowej z kolekcją graczy nadaje się w sam raz do jakiejś kryminalnej powieści z dawnych lat. 

Przy okazji warto może wspomnieć o innej jeszcze nietypowej loterii, o której donosił "Tajny Detektyw":



I jeszcze drobiazgi varsavianistyczne. Ujął mnie opis miasta - zwłaszcza te miliony stłoczone w symetrycznych kamiennych pudłach - co powiedziałby autor widząc Warszawę faktycznie zapudłowaną w peerelowskie bloki i niewiele od nich lepsze współczesne "apartamentowce"? Ale mniejsza o to, przyjrzyjmy się paru adresom wymienionym w tekście. W roku 1923 Władysław August Kościelski, przedsiębiorca i filantrop ze słynnej rodziny wielkopolskiej, kupił dwie kamienice przy Nowym Świecie 23 i 25. Pierwszą zburzył do gruntu i na jej miejscu zbudował nową, okazalszą, która na piętrze mieściła jego wydawnictwo (Instytut Wydawniczy "Biblioteka Polska"), a na parterze - luksusową księgarnię, w drugiej nadbudował piętro i umieścił tam kolejne biura. Niestety, ciężko przeżył nadejście Wielkiego Kryzysu i w 1933 roku rzucił się z okna poznańskiego hotelu Bazar. Obie kamienice jeszcze przed Kryzysem, bo w 1928 roku, sprzedał córce właściciela "La Stampy" i żonie polskiego dyplomaty, Lucianie Frassati-Gawrońskiej. To ona otworzyła w pięknych salach (którym nadano wystrój turecki) kawiarnię "Italia" (później "Swann" - zabawny zbieg okoliczności, bo Swanna właśnie w poprzednim wpisie przywołałem) a na zapleczu obu kamienic poleciła wybudować pasaż handlowy "Italia" z kinem i dancingiem - modernistyczny, surowy, z wielobocznymi kopułami świetlików. Obie kamienice, zburzone w czasie Powstania, zostały odbudowane w zmienionej formie, pasaż ostał się, ale dziś jest w raczej opłakanym stanie. Stoi natomiast kamienica z apteką Michelisa na Mokotowskiej - tyle, że pozbawiona niemal całkowicie detalu architektonicznego i nadbudowana o trzy bieda-socrealistyczne piętra. Na temat budynku Leszno 142 nie znalazłem żadnych wiadomości.


Za: "Tajny Detektyw" nr 4, rok 2 (24 I 1932), nr 35, rok 4 (26 VIII 1934)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz